wtorek, 24 lutego 2015

Początek lotu w dół...

... z wagi. Wczoraj odwiedziłam dietetyczkę. Dwie godziny mnie maglowała ze zwyczajów żywieniowych, postawiła mnie na wagę i popieściła prądem. Już samo to sprawiło, że czuję się, jakbym już schudła ;) Od jutra zaczynam pomału wprowadzać ogólne zalecenia, a w najbliższy poniedziałek dostanę gotowy plan diety. Najważniejsze to wstawać wcześniej i jeść śniadanie wcześniej. Powinno dać się zrobić. Już taka jestem, że jak mam bata, to się zmobilizuję. Śniadanie - bogate w węglowodany. Kolacja - w białka. Niby t proste...

Podobało mi się, jak pani totalnie zmieniała moje przekonania na wiele tematów - na przykład "konserwy są niezdrowe". Ale przecież mleko też jest w aluminiowanym kartonie, to samo przyprawy. Bardzo łatwo jest przyswoić sobie myślenie na jakiś temat tylko dlatego, że tak się przeczytało "na internetach". 

A co z tego będzie dalej - okaże się. Na razie przymierzam się do porannego koktajlu:

Będę też (daj Bóg) piła ciepłą wodę z cytryną i nawet planuję zmielić skorupki jajek i dodawać do posiłków na wzmocnienie kości. Może przeżyję...

0 komentarze:

Prześlij komentarz